Krótka historia o walce z kilogramami

Pamiętam jak kilka lat temu stałam z koleżanką przy automacie z kawą. Miałyśmy jakieś spotkanie koła naukowego i miałam ochotę na solidny zastrzyk kofeiny z ohydnej kawy rozpuszczalnej. Koleżanka kupiła sobie równie okropnego batonika i czekając na mój zakup zapytała:

– A Ty nie bierzesz nic słodkiego?

– Nie dzięki, dzisiaj idę na siłownię i nie chcę- uśmiechnęłam się kończąc dyskusję 

– Weź przestań- koleżanka spojrzała na mnie z przenikliwą miną, która mówi o posiadaniu jakiejś tajemnej wiedzy na mój temat- przecież widzę jak wyglądasz. Skoro i tak nie widać, że ćwiczysz, odpuść sobie i zjedz ze mną! 

Koleżanka była szczupła, zawsze przed tymi spotkaniami jadła batoniki, a jej sylwetka wyglądała na pewno lepiej od mojej. Pomyślałam wtedy, że to bardzo niesprawiedliwe, ja się staram mocniej niż inni, a moja figura przez liczne dolegliwości może nigdy nie dorównać jej. Zrobiło mi się po ludzku smutno i chociaż wiem, że koleżanka nic nie wiedziała o mojej chorobie i zmaganiach, które toczę w kuchni i na siłowni- nie miałam do niej żalu. Nie mogła wiedzieć jak bardzo mnie dotknęła, ale wtedy moja motywacja opadła. Poczułam się winna- skoro nie ma efektów, coś robię źle, na pewno! Może za dużo jem w weekend? Może ta czekolada  przed sesją utrudnia mi odchudzanie? Hm, to na pewno efekt podjadania od czasu do czasu ciast u mamy… jak mogę być tak słaba psychicznie i pozwalać sobie na przyjemności? Kiedyś będę dietetykiem, powinnam świecić przykładem! Od dzisiaj koniec z tym, a zamiast treningów trzy razy w tygodniu będę ćwiczyć codziennie, a jak to nic nie da to daję sobie spokój z tym wszystkim…

Ile błędów zauważyłeś w moim myśleniu wtedy? 

Skoro widzisz błędy u mnie, dlaczego zachowujesz się tak samo?

Dlaczego pozwalasz sobie na zachwianie poczucia własnej wartości, na nienawiść do siebie i brak akceptacji?  

Bardzo łatwo jest siedzieć z kawałkiem pizzy w ręku i komentować wygląd grubej osoby słowami „gdybym ja tak wyglądała, na pewno bym coś z tym zrobiła! no jak można się doprowadzić do takiego stanu!”. Ocenianie jest super przyjemne, bo nie wymaga żadnego wysiłku, a stanowi świetny temat do plotek i zwiększania własnej wartości kosztem zdegradowania cudzej.

Nic nie jest czarne lub białe. Oczywiście, nadwaga jest często wynikiem lenistwa i zaniedbań, ale życie nauczyło mnie że za nadmiernymi kilogramami często kryją się trudne historie

że on mnie zostawi, że moje dziecko jest chore, że nie daję już rady sama, że straciłem sens do życia i motywację, że i tak jestem beznadziejny, że nic mi nie wychodzi, że nie mam czasu nawet na sen, że tęsknię za rodzicami, że nie potrafię zapanować nad emocjami 

Każdy radzi sobie z problemami inaczej: jedni sobie wcale nie radzą, drudzy idą biegać , a jeszcze inni zajadają stres. Empatia to słowo, którego potrzebujemy najbardziej. Przecież nikt nie chce wyglądać nieatrakcyjnie.

Kiedyś byłam świadkiem kłótni małżeństwa. Para kłóciła się w restauracji, bo żona zamówiła chleb do sałatki:

– Miałaś być na diecie, czy Ty masz chociaż trochę silnej woli?- pytał mąż

– Nie krzycz, nie kłóćmy się tutaj… 

– Nie rozumiem po prostu, bo raz ryczysz, że wyglądasz grubo, a potem obżerasz się pieczywem. Czy Tobie coś kiedyś wyszło?

– Może tylko dzieci mi wyszły- odpowiedziała smutno kobieta 

I to jest najsmutniejsze, że kobieta która przez dziewięć miesięcy nosi w sobie nowe życie, której ciało niesamowicie się zmienia, ma do siebie pretensje o kilka kilogramów więcej, nienawidzi swoich rozstępów i mówi o swojej sylwetce, jakby to była wszystko jej wina- przecież sama zrobiła sobie rozstępy! Celowo! Zamiast szanować ciało, dzięki kóremu ma w życiu prawidziwy skarb: swoje dziecko, ona tego ciała nienawidzi. Kobiety nienawidzą swoich ud, bioder, brzucha, za małego biustu, krzywego nosa. Obwiniają się za brak efektów, nawet jeśli próbują piętnasty raz. Czują się winne, że nie mogą zmienić swojego ciała. Nakładają na siebie ciężar, pod którym uginają się kolana.

A przecież to najtrudniejsza rzecz na świecie: zmienić wszystkie swoje przyzwyczajenia, rytuały i nawyki. Wejść w ten proces, który trwa co najmniej kilka miesięcy, o ile nie lat. Nie zważać na obowiązki w pracy, czy w domu, na deszcz, na bolące kolana i działać na siłowni, robić jedzenie w domu i nie poddawać się, nawet jeśli kilka razy człowiek upada czując się przegrany. Ale dla mnie możesz nawet upadać co minutę, dopóki z uporem i konsekwencją podnosisz ciężki zadek i zasuwasz dalej.

Ja również się wtedy nie poddałam: rzeczywiście ćwiczyłam codziennie i moja dieta była bardziej restrykcyjna, ale zdałam sobie sprawę, że nie tędy droga. W przyszłości nie będę mieć czasu na codzienne treningi, a za bardzo kocham jedzenie, żeby odmawiać sobie wszystkiego. Sztuką jest wybór takiego modelu żywieniowego, który możemy kontynuować przez lata. Dla jednych to droga na skróty, dla mnie to kompromis z moją psychiką, którego efektem jest szacunek do własnego ciała, możliwości i swojej historii. Świat jest niesprawiedliwy i jedni muszą bardziej się napocić, żeby dorównać drugim, ale w ostatecznym rozrachunku bardzo bardzo warto, bo wpływamy na swoje zdrowie psychiczne, fizyczne i podejście do ludzi. Na siłowni nikt na nikogo krzywo nie patrzy, bo każdy pamięta jak kiedyś zaczynał: jak próbował pokonać siebie. Dlatego musisz pamiętać, że osoby, które zazwyczaj Cię oceniają i podkopują Twoją wiarę we własne możliwości, to osoby które NIC nie robią.

Na krótymkolwiek etapie walki o lepszą sylwetkę jesteś: nie demotywuj się, tylkoo dlatego, że ktoś Ci powie z miną eksperta „i tak nie dasz rady, i tak nic nie widać”. Szanuj swoje ciało karmiąc je dobrze i nie obarczaj się winą za każde odstępstwo od normy. Rób swoje, a będą tego efekty jak nie w nadchodzące lato, to w następne. Bombardowanie się pretensjami nic nie da. Jeśli robisz COŚ w kierunku zmiany, to jesteś już KIMŚ.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *